Złoto wciąż błyszczy, ale historia pokazuje — to dopiero trzecia największa hossa półwiecza
Rajd królewskiego metalu trwa, choć jego tempo może ustąpić miejsca spokojnej konsolidacji.
W ostatnich miesiącach ceny złota biły rekord za rekordem, a notowania przekroczyły poziom 4 100 USD za uncję. Dla wielu inwestorów to moment euforii — metal wydaje się nie do zatrzymania. Jednak analitycy przypominają, że w ujęciu historycznym obecny rajd, choć imponujący, nie jest największym w ostatnim półwieczu.
Od jesieni 2022 r. do listopada 2025 r. złoto zdrożało o ponad 170 proc. To wynik, który zapewnił mu miejsce na podium — ale dopiero trzecie wśród największych wzrostów cen w ciągu ostatnich 50 lat. Dwa wcześniejsze rajdy – z lat 70. i początku XXI wieku – były jeszcze silniejsze, a ich kulminacje kończyły się długą fazą stabilizacji.
Ekonomiści podkreślają, że dynamika cen przypomina „dojrzałą fazę hossy”, w której emocje zaczynają ustępować chłodnej kalkulacji. „Złoto znajduje się obecnie w punkcie, w którym fundamenty pozostają silne, ale rynek musi złapać oddech” – mówi Ole Hansen, strateg surowcowy z Saxo Bank. – „Wzrost o ponad 150 proc. w trzy lata to tempo, którego nie da się utrzymać w nieskończoność.”
Nie oznacza to jednak, że zbliża się krach. Wręcz przeciwnie – większość obserwatorów rynku przewiduje raczej fazę konsolidacji, w której ceny będą się poruszać w zakresie 4 000–4 300 USD, zanim trend wzrostowy powróci z nową siłą.
Za obecną siłą złota stoi wyjątkowo szeroki zestaw czynników: polityka banków centralnych, napięcia geopolityczne, słabość dolara i wzrost zadłużenia publicznego na całym świecie. Jeffrey Halley, starszy analityk rynku w OANDA Asia-Pacific, zauważa:
„Złoto to dziś coś więcej niż bezpieczna przystań – to forma sprzeciwu wobec papierowego pieniądza.”
Na tle historycznym obecna hossa ma jedną przewagę nad poprzednimi – charakteryzuje ją znacznie szersze uczestnictwo. Oprócz banków centralnych i funduszy inwestycyjnych w rynek weszli także inwestorzy detaliczni, którzy dzięki tokenizacji i platformom cyfrowym kupują złoto w ilościach wcześniej niedostępnych. To właśnie ten „nowy popyt” zapewnia notowaniom większą stabilność, nawet po tak silnym wzroście.
Nie brakuje jednak głosów ostrzegawczych. Carlo Alberto De Casa z Kinesis Money przypomina, że w okresach euforii łatwo o przesadę: „Złoto jest silne, ale nie niezniszczalne. Wystarczy kilka dobrych danych z amerykańskiej gospodarki, by część inwestorów zaczęła realizować zyski.” To, jak długo utrzyma się hossa, będzie zależało od równowagi między inflacją, polityką monetarną i popytem fizycznym w Azji.
Wskaźniki techniczne pokazują, że złoto pozostaje w trendzie wzrostowym, choć jego impet słabnie. Analitycy szacują, że potencjalna korekta rzędu 5–7 proc. mogłaby oczyścić rynek i przygotować grunt pod kolejną falę wzrostów. Takie ruchy nie są niczym nowym – podobny scenariusz miał miejsce w 2008 r., zanim cena złota ruszyła w drogę do ówczesnego rekordu.
Dla inwestorów długoterminowych obecny etap to moment decyzji. Czy sprzedać część pozycji i zrealizować zysk, czy utrzymać je, licząc na dalsze zwyżki? Historia podpowiada, że cierpliwość bywa nagradzana. Każdy z poprzednich wielkich rajdów kończył się stabilizacją, ale żaden nie unieważnił znaczenia złota jako najtrwalszego magazynu wartości.
Na tle światowych napięć i narastających długów rządowych metal pozostaje ostoją zaufania. Choć aktualna hossa może zwolnić, to zaufanie do złota – budowane przez tysiące lat – pozostaje bezkonkurencyjne.
