Srebro przebija sufit. Czy „diabelski metal” szykuje się na powtórkę z lat 80.?

Ostatni tydzień na rynkach surowcowych należał bezapelacyjnie do srebra. Podczas gdy złoto stabilnie buduje swoją pozycję, biały kruszec – często nazywany przez inwestorów „diabelskim metalem” ze względu na swoją niesamowitą zmienność – zanotował spektakularny rajd. Ceny srebra testują poziomy niewidziane od dekad, a analitycy coraz śmielej mówią o możliwości ataku na historyczne szczyty wszech czasów. Co napędza ten szalony wzrost i dlaczego tym razem „to nie jest spekulacja”?

Kluczem do zrozumienia obecnej sytuacji na srebrze jest słowo „deficyt”. Według najnowszych raportów rynkowych, które w ostatnich dniach cytował m.in. BitHub, rynek srebra wchodzi w piąty rok z rzędu, w którym popyt przewyższa podaż. Nie jest to jednak efekt chwilowej mody inwestycyjnej, ale fundamentalnej zmiany w przemyśle.

Sektor fotowoltaiczny oraz motoryzacyjny (pojazdy elektryczne) wsysają każdą dostępną uncję kruszcu. W minionym tygodniu pojawiły się dane sugerujące, że zapasy w skarbcach LBMA (Londyn) i COMEX (Nowy Jork) topnieją w zastraszającym tempie. To klasyczny przepis na tzw. short squeeze – sytuację, w której podmioty grające na spadki (tzw. „szortujące”) muszą w panice odkupować drożejące aktywo, by pokryć straty, co tylko dolewa oliwy do ognia wzrostów.

Eksperci zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt: Ratio Złota do Srebra. Mimo ostatnich wzrostów, srebro wciąż jest historycznie tanie względem złota.

„Jeśli spojrzymy na inflację i dodruk pieniądza od 1980 roku, srebro poniżej 50 dolarów za uncję to promocja stulecia. Przemysł nie patrzy na cenę, przemysł musi kupować, by produkować. To my, inwestorzy, dopiero budzimy się z letargu” – komentują analitycy rynkowi.

Wszystko wskazuje na to, że grudzień może być miesiącem, w którym srebro ostatecznie zerwie z łatką „ubogiego krewnego” złota i stanie się liderem metalowej hossy.

Comments (0)
Add Comment