W drugiej połowie listopada raporty agencji analitycznych potwierdziły, że zakup złota przez banki centralne pozostaje jednym z najważniejszych filarów popytu globalnego na metal — i to mimo wysokich cen oraz rosnących oczekiwań co do stóp procentowych. Według raportu instytucji Goldman Sachs, banki centralne mogły w listopadzie dodać kilkadziesiąt ton złota do rezerw, wpisując się w wieloletni trend dywersyfikacji aktywów i strategii bezpieczeństwa.
To, co wyróżnia obecny etap zakupów, to kierunek i motywacja: nie chodzi już tylko o zakup „na zapas”, ale o strategiczną alokację aktywów. W obliczu rosnącego zadłużenia państw, silnej presji na waluty rezerwowe i niestabilności łańcuchów dostaw, złoto zyskuje status “nowej waluty rezerwowej” — choć formalnie nie zastępuje dolara czy euro.
„Kiedy bank centralny traktuje złoto jak element obrony systemu finansowego, mamy pewność, że cena kruszcu nie wróci łatwo w dół” – mówi Stephen Innes, analityk rynków surowcowych.
Ceny złota w tym okresie pozostają powyżej 4 000 USD za uncję, co dodatkowo utwierdza uczestników rynku, że fundamenty popytu nie są uległe na krótkoterminowe korekty. W praktyce oznacza to, że nawet jeśli inwestorzy detaliczni reagują na ruchy makro, metale szlachetne nadal mają podporę ze strony poważnych instytucji.
W perspektywie inwestycyjnej istotne są dwa wnioski:
- System rezerw banków centralnych działa jak „poduszka” stabilizująca ceny,
- Trend zakupowy może ograniczać podaż dla inwestorów prywatnych, co podtrzymuje premię za płynność i dostępność metalu.
Na tle tego kontekstu inwestorzy indywidualni powinni zwrócić uwagę na czas wejścia w pozycję – bo choć bazowy trend pozostaje wzrostowy, to najbliższe tygodnie mogą przynieść momenty korekcyjne. Dla tych, którzy szukają strategicznej ekspozycji, złoto nie jest już tylko aktywem pobocznym – coraz częściej staje się centralnym elementem portfela.